Nasza strona internetowa wykorzystuje cookies (ciasteczka). Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookies w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Jak to jest gdy spełniają się marzenia? U mnie oznacza to swego rodzaju haj, uśmiech ograniczony tylko uszami i nieograniczona radość. Nie tak dawno spełniło się kolejne z moich marzeń.

Czeska motoryzacja zawsze bardziej mnie kręciła niż wytwory naszej rodzimej myśli technicznej. Czy wynikało to z bliskości do granicy, czy po prostu z powodu tego, że Czechom udało się jednak w czasach wiecznej ingerencji i interwencji Wielkiego Brata ze wschodu znaleźć i utrzymać własny kurs, tego już sobie pewnie nie przypomnę.

Pamiętam Skody MB1000 i setki, i późniejsze modele, ale dopiero z czasów nam bliższych, po roku 1992, po fuzji Skody z VW, pochodzi reklama Favorita, która szczególnie utkwiła mi w głowie. Pan stawiający małe chorągiewki na aucie, oznaczające wprowadzone w modelu '93 zmiany, mnóstwo flag, a potem słynne IQ + serduszko = Škoda Auto. Ech, to była reklama, to było auto. Prawie że Das Auto.

Mniej więcej w tych latach, a pamiętam bo wtedy chodziłem na kurs na prawo jazdy, tato pozbył się malucha, którego miał może kilka tygodni i kupił na giełdzie piękną pomarańczową (no może była taka bardziej ceglasta, a może ciemno żółta...) Škodę 105 S, rocznik 83, już po liftingu. No moi Państwo, to było coś. A jak się tym jeździło? Ech, poezja, nie do porównania ze współczesnymi samochodami. Przynajmniej tak to teraz widzę.

Po Skodzie 105 pod dach naszego garażu zawitał Favorit, najpierw beżowy, rocznik 92, a później ten z chorągiewkami, LX rocznik 93 w kolorze wiśniowym. To był już prawdziwy skok technologiczny. No a mi w głowie przez całe te lata siedziało, a może bardziej jeździło dwudrzwiowe coupe Skody. Najpierw to najpiękniejsze, 110R, lata 70-te, czeskie Porsche. Ponieważ była stodziesiątka praktycznie niedostępna, to zacząłem spoglądać tęsknie na Rapida z połowy lat 80-tych. W końcu udało się i za własne pieniądze (3800 zł) kupiłem egzemplarz z roku 1988, i to z najmocniejszym silnikiem zapożyczonym z Favorita 136. Marzenie się spełniło. No może nie całkiem.

Ponieważ swoją Rapidką sporadycznie i z pewnymi sukcesami ścigałem się w KJSach, zainteresowałem się sportowymi modelami Skody. I chociaż modele Favorit, Felicia, czy potem już Octavia WRC ścigały się w wielu rajdach, to jednak najbardziej utytułowaną i powodującą zdecydowanie najszybsze bicie serca była dwudrzwiowa, tylnonapędowa (również tylnosilnikowa) Skoda 130RS, bazująca właśnie na 110R. Pojeździć sportowym autem, które dodatkowo wyprodukowano tylko w 36 egzemplarzach – bezcenne. Prawdziwy święty Grall dla miłośnika czeskiej marki.

Życie toczyło się dalej. Rapid po kilku latach powędrował do innego zapaleńca, a ja choć związany zawodowo z motoryzacją i Czechami, o Skodzie już nie marzyłem. Nadal jednak byłem (i jestem) pod wrażeniem tego jaką świętością dla Czechów jest znaczek z uskrzydloną strzałą. Pewnego dnia, ostatniej jesieni, zostałem poproszony i zaproszony na trzy dni na tor wyścigowy w Poznaniu, w celu przeprowadzenia tłumaczeń. Głównym powodem była przezentacja nowego modelu Skody - Fabii RS. I wtedy serce zaczęło mi mocniej bić. Specjalnie na tę okoliczność udało się sprowadzić z prywatnej kolekcji z Czech, dwie oryginalne Skody 130RS. Właśnie z tej serii 36 sztuk zmontowanych w Mladej Boleslavi (od roku 1975). Jeżdżące. Trzy dni. Ja i one. Marzenia się spełniają.

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież